Dzień matki chrześcijanki
Od zawsze czytanie postów innych mam o dniu spędzonym z dzieckiem tudzież z dziećmi wywoływało u mnie skrajne emocje. Jeżeli ktoś umie pisać, to bawiły mnie do łez wszelkie matczyne potyczki. Jednak głównie wpisy tego typu złoszczą mnie, by chwile później wywołać żal w kierunku mam, które chyba nie radzą sobie z życiem. Tylko po co to opisywać? Nie lepiej motywować?
Więc i ja postanowiłam wam opisać jak wygląda nasz przeciętny dzień. Nie wybrałam tego, w którym byłam zmęczona po pracy, bo tych dni jest mniej niż tych opisanych poniżej. Nie wybrałam tego, w którym moje dzieci były chore, bo to były tylko 4 dni w ostatnim roku. Nie wybrałam dnia, w którym kogoś odwiedzamy, bo traktuje te dni jak wakacje. Nie wybrałam tego dnia, gdy musiałam dużo rzeczy załatwić, bo nie poznalibyście nas i naszego prawdziwego dnia.
5.00 Kwa, kwa
Tak, na dźwięk budzika mam ustawiony odgłos kaczki. 15 min leżakowania i wstajemy. W łazience czekają przygotowane ubrania, żeby były ciepłe. Temperatura w nocy w mieszkaniu to 18 stopni, wyjątkiem jest łazienka. Więc ubieram ciepłe ubrania, zęby, krem, tusz, włosy i wychodzę. W termosie czeka herbata ziołowa. Nalewam sobie do kubeczka i wskakuje pod koc w dużym pokoju. Grunt to modlitwa z Najwyższym. Bez tego ten dzień jakiś taki do nosa jest, żeby brzydko nie powiedzieć. Otwieram Biblię, czytam ją wg mojego planu. Czasem uda mi się przeczytać jeszcze trochę książki. Planuje dzień, przeglądam listę zadań, dopisuje co nieco.
Mniej więcej o 7.00
(od tego momentu wszystkie godziny są przybliżone. My nie PKP Intercity, my zwykła rodzina. Plan jest dla nas — nie my dla planu!)
Budzą się nasze dzieci. Czasem biegną przytulić się do taty, czasem do mnie, czasem bawią się w najlepsze w swoim pokoju zapominając o potrzebach swojego pęcherza… Często zastanawiam się jakim cudem robią rano taki bałagan w tak krótkim czasie. Ktoś wie?
Przygotujemy śniadanie. Najbardziej lubię zapiekankę bananową. Trzeba ją włączyć godzinę szybciej i jak wszyscy wstają to tak pięknie pachnie w całym domu! Jednak dziś placuszki. Ciasto przygotowane wieczorem. Trzeba tylko zrobić mus i usmażyć placuszki. Tata zwleka z wyjściem z pokoju. Pewnie znów wyłączył budzik i stara się nadrobić stracony czas z Bogiem jedząc śniadanie w pracy. Pakujemy tacie placki z masłem orzechowym i owocami do torby. Chłopcy już od dawna siedzą przy stole. Rozpoczynamy nabożeństwem czytając werset Biblijny na dziś i krótkie rozważanie z książki 356 Biblijnych obietnic dla małych serc. Tata już chce wyjść do pracy, ale Hugo zaczyna litanię modlitewną. „Dziękujemy za banana, jabłko, ananas, winogrono, talerz, kotka i ciocie Adę” Uf kończy. Teraz Mati ze swoją codzienną prośbą „zamieszkaj w naszych sercach” Jemy! Tata wychodzi. Wole dni, kiedy tata nie wyłącza swojego budzika idąc dalej spać ;).
Mati jak zwykle je bardzo długo a Hugo biega w koło brudząc sofy masłem orzechowym. Dobrze, że pokrowce da się ściągnąć i wyprać! Mati je tak długo śniadanie, że jestem w stanie przygotować prawie cały obiad. Co prawda moje obiady nie zajmują więcej niż 20/30 minut w przygotowaniu, ale jednak czas jedzenia Mateusza jest powalający!
Chłopaki zjedli, idziemy się myć i ubrać. Przy okazji mycia zębów biegnę do sypialni pościelić łóżko. Klepsydra pokazuje jeszcze 1,5 minuty – czy zdążę? Wracam i domywam brudne buzie z masła orzechowego. Po co myć dzieci? Brudne wyglądają tak słodko i tak szczęśliwie!
W pokoju chłopców czeka poranny bałagan i niepościelone łóżka. Walczymy. Chłopcy sami wkładają pościel do szafy ja tylko zakładam narzuty. Zabawki posprzątane, łóżka gotowe, spodnie na pupie to czas na nasz specjalny czas z Bogiem.
Chłopcy wybierają sobie dowolną książkę o tematyce chrześcijańskiej. Czasem wybierają Memory, puzzle lub kolorowankę. To nasz cichy czas, gdzie chłopcy siedzą na swoich łóżkach i czytają, oglądają, układają, rysują o Stwórcy. W tym czasie wciskam się w ich huśtawkę i obserwując ich poranne skupienie modlę się za nich. Chłopcy swój czas z Bogiem również kończą modlitwą. Mati sam, Hugo z mamą.
Wychodzę z pokoju, by dokończyć obiad i ogarnąć zmywarkę. Dodatkowo w tym czasie w zależności od dnia wykonuje inne zadanie:
– Poniedziałek — pranie
– Wtorek — zadanie specjalne (dziś widzę, że ptak załatwił się na moje okno w sypialni…, w następny wtorek szafka na buty oczekuje na sprzątanie)
– Środa – prasujemy
– Czwartek – kurze i podłogi oraz łazienka
– Piątek – robimy zakupy i gotujemy na weekend
Chłopcy bawią się dość zgodnie. Fascynuje mnie to, że brak moje interwencji w ich małych spięciach uczy ich coraz lepszego dogadywania się miedzy sobą.
Jest koło 11.00
Teraz najtrudniejsze. Zmotywować chłopców do posprzątania inwencji twórczej. Dziś zrobili z niebieskiej płachty morze czerwone a ludziki z Lego to Mojżesz, który przeprowadza swój lud. Obok morza czerwonego mamy budę z kartonu dla kota z rozsypaną w środku karmą.
Wychodzimy. Dziś kierunek biblioteka. Chłopaków mało obchodzi to, że jest -2 stopnie na dworze. Biorą rowery a ja mam szybki spacer z książkami w torbie. Kupię hulajnogę dla dorosłych. Ktoś? Coś?
W Bibliotece Mati błaga o wypożyczenie książeczek o wampirach a Hugo wielki czytelnik jeździ po podłodze ciężarówką znalezioną na regałach z książkami. Ostatecznie bierzemy książkę o miłości w ulubionym dla Mateusza kolorze różowym. W drodze powrotnej jak zwykle Hugo ma kryzysy, ale Mati -brat motywator urządza wyścigi a ja mam darmowy trening wytrzymałościowy.
Przed 13.00
Po wejściu na 3 piętro (10 książek trochę waży!) chłopaki rozbierają się a ja wyciągam z robota kuchennego ciepłe ziemniaczki i smażę kotlety z tofu. Siadamy i modlimy się dziękując za spacer i jedzenie.
Przed nami drzemka. Chłopcy leżą w swoich łózkach. Czytamy różową książeczkę – nabytek biblioteczny. W międzyczasie zmieniam tekst na bieżąco, bo książeczka jest o rozstaniu mamusi z tatusiem i dziewczynce, która od wiosny ma dwie mamusie… Woda z mózgu już od dzieciństwa. Hugo już śpi. Z Matim umawiam się na wstanie z łóżka za 20 min. Przede mną kawa zbożowa z mlekiem migdałowym i książka pod kocem.
Mati wstaje. Gra na pianinie i do momentu, gdy gra da się jeszcze czytać. Gdy już mu się nudzi i wali w klawisze lub wybiera ambitne melodyjki jako podkłady zachęcam do kolorowanki. Wstaje Hugo. Hugo jak to Hugo po drzemce musi się przytulić. Nie wychodząc spod koca rozwiązuje z Hugo zadania dla 4 latków. Chyba ktoś się pomylił w umiejętnościach dzieci i zawyżył wiek zadań. Teraz Hugo koloruje arbuza i linijkę a my z Matim rozwiązujemy trudniejsze zadania z jego książki.
Mniej więcej 16.30
Przychodzi tata. Nastaje mój najdziwniejszy czas. Bo jeżeli to nie jest dzień, w którym jedziemy na spotkanie modlitewne ani dzień, w którym jedziemy na basen to nie wiem kto zjada mi te 2 godziny do kolacji!!!
Chłopcy sprzątają z tatą bałagan zrobiony przez 2 godziny a ja przygotowuje kolację. Po kolacji, gdy Mati już zje, bo je i, je i je i je… Chłopaki idą z tatą się wykąpać a ja sprzątam po kolacji i przygotowuje na rano herbatkę do termosu i wszystko, co mogę wcześniej zrobić do porannego śniadania.
18.45
Lubię chłopaków wykąpanych, pachnących i w czystych piżamach :). Siadamy na sofie podsumowując sobie dzień. Mateuszowi się nic nie podobało (Maruda po matce) a Hugo jedzenie i tramwaje (jak zwykle). Realizujemy program dla rodzinnych nabożeństw z Lekcji Biblijnych dla dzieci i śpiewamy w kółko 5 razy „Jezus mnie kocha” Hugo uczy się wypowiedzieć „Biblia tchnie” co jest kluczowe do poprawnego zaśpiewania piosenki jak twierdzi Mati. Modlimy się, przytulamy i chłopcy idą spać.
20.15
Czytamy z mężem kolejny rozdział książki. Tym razem „Zatrzymać miłość”. I wędrując z łazienki do łózka ślęczymy jeszcze chwilę w telefonach i zasypiamy, bo o 5.00 usłyszeć KWA, KWA.
Nasz dzień kończy się między 21 a 23, bo czasem kończymy jeszcze jakieś projekty, piszemy posta na bloga, planujemy biwak dla harcerzy lub gadamy i gadamy.
Czy jest mi źle? Czy jestem udręczoną matką? E… Nie! Kocham nasz dzień, nasze posiłki, wspólną popołudniową zabawę, ale też czas dla siebie rano i popołudniu bez niego była bym wyrodną matką 😉
Bardzo fajnie napisane :). Mnie zawsze zastanawia, od jakiego wieku dzieci uczyć wiary. A te obiadki, co ich przygotowanie zajmuje Tobie 30 minut…to co na przykład? Uchylisz rąbka tajemnicy? 🙂
Tak naprawdę to nauka duchowości naszych dzieci powinna zakończyć się przed 8 rokiem życia. Pozostałe lata to tylko ostateczne szlify i wybór własnej drogi, więc… Nigdy nie jest za wcześnie!
A szybkie obiady to zamiast ziemniaków, kasze, których nie trzeba obierać. To szybkie makarony z sosem robione w robocie kuchennym. To gęste zupy i gulasze. Jak najmniej mycia :). Jemy głownie roślinnie, więc nie czekamy na upieczenie/smażenie mięsa. Może to jest właśnie nasz sekret ;).
Dzięki za podpowiedzi lektur i ich źródeł 🙂
Podobają mi się łóżka Twoich Chłopców. Sami robiliście czy można kupić taką konstrukcję?
Sami robiliśmy, ale można też kupić. Wykonanie samemu wychodzi więcej niż połowę taniej :).
Z Twojego opisu dnia emanuje taki spokój i optymizm, że aż mi wstyd, gdy myślę o mojej codzienności z dziećmi. Są mniejsze, więc inaczej jest, ale i ja sama mam trudny charakter, a każdy z nas dorosłych coś innego wyniósł z domu. Brawo. Szacunek za tę piękną chrześcijańską postawę. Nie znam innych rodzin, gdzie tak wyglądałoby praktykowanie wiary. Coś pięknego.
Nie zawsze jest spokój i optymizm. Czasem są gorsze dni. Mój krzyk, dziecięce łzy. W Biblii czytamy, że szatan chodzi koło nas jak lew ryczący i szuka kogo by tu zwieść. Chodzi tak woku matek i kopie im czasem dołki. Najważniejsze, że Bóg może nam w tym wszystkim pomóc – wystarczy się do niego zwrócić. I tak krok po kroku będzie nam u boku Zbawiciela coraz lepiej :).