Myślałam, że sierpień będzie fantastycznym miesiącem. Będziemy zwiedzać okoliczne parki, lasy i jeziorka. Planowałam wizyty na wodnych placach zabawach i inne rodzinne atrakcje. Tak naprawdę sierpień cały był wolny. Dlaczego więc tak go zmarnowałam?!
Wszystko wszystkim, ale powili zaczynam tęsknić za środkiem zimy. Wyglądam przez okno i mimo tego, że kocham zielone drzewa chciałabym, żeby już się stały białe. I nie, nie dlatego, że kocham grube swetry i zimowe buty. Po prostu zimą „jest normalnie”. Normalność rozumiem jako poranne pobudki i czas spędzony z Bogiem, regularne treningi (te domowe na macie i te ze znajomymi na boulderowni) i nasza domowa dieta. Normalność to regularne spacery z dziećmi, częste wizyty w bibliotece i zakupy co piątek na lokalnym targu. Normalność to wizyty w moim kościele, nie tych w różnych zakątkach Polski. Normalność to tomy przeczytanych książek w miesiąc. Normalność to spotkania modlitewne w tygodniu.
Normalność to schemat w jakim działamy a latem schematu nie ma. Nie ma, bo jest tak ciepło, że nie nadążasz robić eko lody bez cukru w domu więcej pozwalasz sobie na co nieco na mieście. Jak nigdzie nie musisz wstawać to śpisz dłużej i dziwnym trafem ucieka rytuał porannego czytania Biblii. Nie ćwiczysz, bo przecież jest lato dużo się ruszasz, nie wybierasz autobusu, bo tak fajnie jest się przejść, ale dziwnym trafem po miesiącu przerwy w ćwiczeniu robisz z ledwością deskę przez 10 sekund, chociaż robiłeś o wiele dłużej bez wysiłku. Jakoś też mało wychodzisz z domu. Myślisz jutro też będzie ciepło, dziś można poszwendać się po domu. Rezultat – czy wyciągnęliśmy w tym roku zabawki do piaskownicy?
No, ale już stop! Ile można? Spinamy to, co trzeba i ruszamy z kopyta. Wracamy do normalność, ale…. Warto tę normalność sprzed wakacji zestawić z Bożą normalnością. Jeszcze w czerwcu będąc u przyjaciół dorwałam pewną starą starą książkę. Kartki pożółkłe, język jak nie z tej epoki. Siadam w ogrodzie i czytam. Dobrze, że mnie nie widzieliście, bo pewnie czytałam z otwartą buzią. Książkę napisał chrześcijanin załamany stanem chrześcijaństwa. Pisze jak bardzo nasza normalność staje się nienormalna. Pisze jak przekraczamy granice tak naprawdę przesuwając je i tłumacząc na swój sposób. Czy wiedziałeś, że podczas chrześcijańskich spotkań namiotowych były osobne plaże lub czasy przeznaczone na kąpiel dla mężczyzn i kobiet?! Jak bardzo krótkie stają się nasze stroje, jak bardzo kumpelskie staje się nasze podejście do Boga, jak bardzo liberalni stajemy się być w obliczu tego świata. Czym jest dzisiejsza norma wobec normy mojej prababci a czym była norma za czasów Jezusa..?
Moja norma i norma mojej rodziny nie może być normą dla świata. Jeżeli jesteś chrześcijaninem, to twoje „normalne” zachowanie musi być widoczne. Jeżeli nie byłoby Cię to tak, jakby nie posolić zupy. Jeżeli nie byłoby Cię to tak, jakby zabrakło prądu w mieście. Różnica pomiędzy chrześcijańską rodziną, a przeciętną rodziną musi być duża.
Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól straci swoją właściwość, czym się ją posoli? Nie nadaje się do niczego, chyba tylko na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.
Wy jesteście światłem dla świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze.Nie zapala się też lampy po to, by ją schować pod garncem, lecz stawia się ją na świeczniku, żeby świeciła wszystkim, którzy są w domu.
Tak też niech świeci wasze światło dla ludzi, aby widzieli wasze dobre czyny i chwalili waszego Ojca, który jest w niebie.Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Przyszedłem nie po to, aby je znieść, ale wypełnić.
Jezus Mt 5, 13-17
Zanim podejmiesz postanowienia nowego roku szkolnego zachęcam do modlitwy o zapytanie Boga czym jest normalność w waszej rodzinie. Do czego normalnego przywykliście, a co normalnym nigdy nie powinno się stać. Zastanawiam się co by dziś powiedział o nas autor tej starej książki…
Jeżeli jako rodzice opuściliście się w waszej religijnej normalności dokładnie tak, jak my, to bądźcie z nami za tydzień. Kolejny wpis to „Duchowy restart dla rodziców” – mam nadzieję, że się wam nie przyda 😉
im więcej czasu mamy wolnego, tym więcej go marnujemy, znam Twój ból, też nie wiem gdzie podziały się te wolne chwile 😉
JA jestem zdania, że warto szukać tej swojej normy – zgodnej z własnymi wartościami, potrzebami, a nie swojej prababci czy Jezusa, bo to ni ich życiem żyjemy, a swoim własnym. A w przypadku gdy jesteśmy rodzicami, dodatkowo jeszcze kreujemy życie innych…warto ich nauczyć, że życie w zgodzie ze sobą, to absolutna podstawa, by się nie pogubić…
Ja zdecydowanie wolę tę „nienormalność”, ale ze słońcem, zielona trawą, bosymi stopami i spalonymi na brązowo ramionami 🙂 Nie cierpię zimna, zimy, rutyny, powtarzalności, ale każdy jest inny, ma rożne preferencje, a różnorodność jest ciekawa. Pozdrawiam 🙂