Chciałabym napisać ten wpis do wszystkich, ale obawiam się, że będzie tylko dla kobiet. W końcu, który facet interesuje się modą i tym, co ma na sobie? Moda, modą, ale to, co mamy na sobie to już dość ważna kwestia.
Wśród chrześcijan możemy zaobserwować dwa skrajne podejścia. Z jednej strony totalny ascetyzm i sweterki po mamie. Ubrania zakrywające wszystko od ramion po dekolt przez kostki u stóp. Z drugiej brak zupełnej różnicy w ubiorze i gdyby postawić chrześcijanina w kontraście z niechrześcijaniniem różnicy nie byłoby żadnej. Dosłownie żadnej. A czy ma być jakaś różnica? Trzeba zerknąć oczywiście co mówi o tym Słowo Boże a nie ja, ani inne chrześcijańskie blogerki, które ostatnio masowo poruszają ten temat, jednocześnie popełniając jak dla mnie drastyczne błędy i nie chodzi mi tu o poprawne dobranie kolorystyczne. Poruszymy więc aż trzy (sprzeczne) ze sobą aspekty wprost z Pisma Świętego.
Kwestia 1 – rady Pawła
Pochylając się nad Słowem Bożym błędem byłoby nie wspomnieć o dwóch flagowych tekstach mówiących o ubiorze. Cytowane są szczególnie przez mężczyzn, choć współcześnie dla mnie to i mężczyzn powinny dotyczyć. Takie mamy czasy.
Podobnie kobiety powinny mieć ubiór przyzwoity, występować skromnie i powściągliwie, a nie stroić się w kunsztowne sploty włosów ani w złoto czy w perły, czy kosztowne szaty, lecz jak przystoi kobietom, które są prawdziwie pobożne, zdobić się dobrymi uczynkami.
1 List Tymoteusza 2, 9-10
Ozdobą waszą niech nie będzie to, co zewnętrzne, trefienie włosów, złote klejnoty lub strojne szaty, lecz ukryty wewnętrzny człowiek z niezniszczalnym klejnotem łagodnego i cichego ducha, który jedynie ma wartość przed Bogiem.
1 List Piotra 3, 3-4
Powyższe fragmenty mówią, że liczy się nasze wnętrze i to, że powinniśmy więcej czasu spędzać nad dbaniem o swój charakter i to, kim i jacy jesteśmy, niż nad swoim wyglądem. Jeżeli miałabym zrobić rachunek sumienia to:
– myję zęby 5 minut dziennie (jeżeli mam na to siły wieczorem, bo są dni gdy tylko 2,5 minuty – w końcu jestem matką…),
– prysznic zajmuje mi 10 minut dziennie
– kremy, pudry i inne dodatki około 8 minut dziennie
Łącznie nieco ponad 20 minut dziennie poświęcam na swój wygląd. Świadomie nie podałam Wam ile czasu zajmuje mi ubieranie się, bo po lekturze „Elementarz stylu” Kasi Tusk, wybranie stroju zajmuje mi 10 sekund. Książkę polecam każdemu! Książka pomaga zachować swój styl i posiadać minimalną ilośc ubrań przy maksymalnym ich wykorzystaniu. Pokazuje też jak zaoszczędzić na ciuchach.
Wracając jednak do tematu naszego wnętrza, skoro dbanie o mnie zajmuje mi ponad 20 minut dziennie, to przynajmniej 20 minut dziennie powinno zajmować mi dbanie o swój charakter. I tu nastaje niezręczna cisza. 20 minut dziennie to większość chrześcijan się nawet nie modli a prócz tego potrzeba jakiegoś czasu ze Słowem Bożym. Mamy jeszcze do tego wszystkiego wydzielać czas na zastanawianie się nad sobą? Spokojnie. To tylko zobrazowanie ile czasu zajmuje jedno i drugie. Temu pierwszemu czyli naszemu wyglądowi poświęcamy go dość sporo i to nie jest złe! Złe nie jest dbanie o siebie i upinanie włosów, ale błędem jest poświęcanie mniejszej ilości czasu na szlifowaniu swojego charakteru w zderzeniu ze swoim wyglądem. Dobrym sposobem na rozpoczęcie przygody ze zmianą charakteru jest modlitwa słowami: „Panie pokaż mi jak mnie widzisz, doświadcz mnie i wskaż co mogę w sobie zmienić”.
Kwestia 2 – Jezus i jego ubranie
Wyżej wyjaśniliśmy, że dbanie o siebie nie jest złe. Teraz postaramy się podtrzymać tą teorię na podstawie ubioru Jezusa. Wiemy z księgi Izajasza, że Jezus nie był przystojniakiem. Z historii o ukrzyżowaniu natomiast możemy wynieść naukę o tym jak ubierał się Zbawiciel.
Żołnierze zaś, gdy ukrzyżowali Jezusa, wzięli Jego szaty i podzielili na cztery części, dla każdego żołnierza po części; wzięli także tunikę. Tunika zaś nie była szyta, ale cała tkana od góry do dołu. Mówili więc między sobą: «Nie rozdzierajmy jej, ale rzućmy o nią losy, do kogo ma należeć». Tak miały się wypełnić słowa Pisma: Podzielili między siebie szaty, a los rzucili o moją suknię. To właśnie uczynili żołnierze.
Ewangelia Jana 19, 23-24
Trudno powiedzieć czy była to szata, którą Jezus nosił na codzień czy świąteczna szata, którą założył na Wieczerzę Paschalną i był w nią nadal ubrany. Jedno jest pewne, miał drogi, cenny ciuch, który był wart swojej ceny. Posiadł go nie tylko w szafie, ale chodził w nim mimo tego, że był biedny. Na pewno znasz powiedzenie: „Biednych ludzi nie stać na tanie rzeczy”. Myślę, że poniekąd taką zasadą mógł się kierować Zbawiciel.
Ostatnio z siostrą przekonałyśmy się, że naprawdę drogie rzeczy też nie są warte swojej ceny, ale jednocześnie odkrywamy potencjał małych polskich sklepów, w których jakość idzie w parze z ceną. Jakiś czas temu ktoś był zaskoczony linkiem do sklepu z sukienkami, jaki mu wysłałam. Powiedział, że bardzo drogie są tam ubrania i nie spodziewał się po mnie takiej rozrzutności. Byłam naprawdę zaskoczona, ponieważ ceny sukienek były odrobinę wyższe niż w sieciówkach a jakość wykonania oraz uniwersalność produktu i wygoda biły konkurencję na łeb i na szyję. Zakupiłam w sklepie „co nie co” na okres ciąży i karmienia jednocześnie wychodząc z założenia, że wolę mieć dwie sukienki a dobrze dobrane, dobre jakościowo niż kilkanaście zajętych wieszaków i co wyjście do kościoła zastanawiać się co dziś założyć.
Nasz ubiór jest niezmiernie ważny i wpływa na nasze samopoczucie a nawet duchowy wzrost. Dzieje się to za sprawą grzechu i naszego upadku jako ludzkości, po którym potrzebujemy zakrywać swoje ciało. Gdy zrobimy to źle i czujemy, że jest nam niewygodnie, coś nam prześwituje lub czujemy się w danym ciuchu jak klaun nie myślimy o niczym innym. Jeżeli wybierzemy się tak do kościoła lub na spotkanie naszej chrześcijańskiej wspólnoty nasze myśli nie będą w sprawach nieba tylko w nas samych. Ubiór jest naszą podstawową potrzebą fizjologiczną i niezadbanie o niego może być przeszkodzą w duchowym rozwoju. Bo kościół to miejsce by być dobrze ubranym, ale jednocześnie nie myśleć o tym w co jesteśmy ubrani. Zresztą nie tylko w kościele, wszędzie gdziekolwiek się udajemy.
Chcę jeszcze jedną kwestię dodać w temacie ubioru i skromnego wyglądu chrześcijanek. Mój znajomy ze studiów teologicznych powiedział mi w rozmowie kiedyś takie zdanie: „Jak na codzień nie oglądam pornosów, to odsłonięta łydka w kościele potrafi być dla mnie pociągająca”. I to nie był tylko jego problem. Tak działa męski mózg. Rozdziela on pożądanie seksualne od przyjemności patrzenia na ładną kobietę. Mężczyzna potrafi pożądać kobietę, która tak naprawdę wcale mu się nie podoba. Dzieje się tak za sprawą dekoltu, zbytnio odkrytych nóg itp. Jeżeli chcesz podobać się mężczyznom (i w tym też nie ma nic złego) ubierz się skromnie, jak pisze Paweł. Jeżeli chcesz by Cię pożądali załóż krótkie spodenki i pokaż jaki rozmiar stanika nosisz.
Kwestia 3 – Biżuteria z Pieśni nad Pieśniami
No dobra, omówiliśmy kwestię ubioru, pora na dodatki! Bo chyba ich też nie można…
Śliczne są twoje policzki wśród wisiorków, szyja twoja wśród korali. Wisiorki zrobimy ci złote z kuleczkami ze srebra.
Pieśni nad Pieśniami 1, 10-11
Tadam! To są słowa, który zakochany mówi do swoje ukochanej w Piśmie Świętym! A nawet, o zgrozo jakie Bóg kieruje do swojego Kościoła! Bóg w symbolice Pisma Świętego to narzeczony/pan młody a jego kościół to narzeczona/panna młoda. Czy Bóg mógłby mówić o czymś złym (jak kolczyki i korale) mówiąc o swoim wybranym kościele? Dla mnie nie za bardzo… Znów musimy skontrastować to podejście z podejściem Pawła. Ma być skromnie, ale nie oznacza to, że jakakolwiek biżuteria jest zła i niechrześcijańska. W końcu Bóg używa symbolu biżuterii, gdy chce opisać swoją wybrankę.
Ci, co mnie znają może będą zaskoczeni moim podejściem. To, że nie noszę biżuterii nie znaczy, że jej nie akceptuję lub uważam ją za brzydką. Ja po prostu jej nie lubię, to nie mój styl. Jako nastolatka czułam się źle, gdy miałam coś na sobie. Bardzo mnie to denerwowało i drażniło. To jest mój powód nie ubierania klejnotów :). Jednak ostatnio przełamałam się w temacie dodatków. Chciałabym wysłać Was na sklep B good. Choć nadal nie mam kolczyków a po nich zostały tylko dziury w uszach to na dobre zagościła u mnie broszka w kształcie gołębicy (symbol Ducha Świętego). Towarzyszyła mi ostatnio w kościele i na obronie pracy magisterskiej. Była drobnym, złotym dodatkiem z chrześcijańskim akcentem. Podkreśliła moją kobiecość, jednocześnie przypominała skąd mogę czerpać mądrość, gdy będę się bronić czy służyć w kościele. Ta broszka po prostu idealnie mnie oddaje i moją służbę, ale może dla Ciebie będzie lepsza seria inspirowana księgą Estery? Bo biżuteria, biżuterii nie równa. W niej też trzeba znaleźć skromność, widzieć cel jej noszenia i czuć się z nią dobrze! Gdy jeszcze przypomina nam o Bogu w (nie) oczywisty sposób, tak jak ta od B good to już w ogóle rewelacja!
Podsumowanie
Można wiele mówić w temacie ubioru, ale trzeba jedno wiedzieć. Są różne sylwetki i do różnych sylwetek będzie pasowało coś zupełnie innego. Dla jednej kobiety będzie to ołówkowa spódnica dla innej rozkloszowana. Jedna kobieta będzie wyglądać dobrze w bardzo długich sukniach inna musi założyć krótszą, żeby nie wyglądać jak beczka. Jedna osoba nie lubi biżuterii inna będzie podkreślać nią swoje atuty. Należy zapytać Boga jak On chce żebyśmy się ubierali. Z Najwyższym skonsultować swoje wybory i nasze zdanie skontrastować z Jego zdaniem. Musimy kierować się skromnością i tym, by czas poświęcany swojemu wyglądowi nie zajmował czasu na nasz duchowy wzrost. Unikamy ascetyzmu i bylejakości i byle wyglądu, bo to również chrześcijanom nie przystoi.