doświadczenia z Bogiem

Na pewno nieraz przydarzyło wam się z kimś pokłócić. A kłóciliście się kiedyś z Bogiem robiąc mu wyrzuty? Ja zrobiłam to, całkiem niedawno. Jak myślicie kto miał rację w moim sporze?

Za 8 minut odjeżdża nasz autobus na dworzec. Z dworca już bezpośrednio jedziemy na harcerski biwak razem z moimi chłopcami. 8 minut do autobusu to całkiem sporo, chyba że… Stoisz nadal w swoim mieszkaniu na 3 piętrze i masz do zniesienia dwójkę dzieci, dwie torby i plecak. Pakowanie zaczęłam zdecydowanie za późno. Czuję, że zapomniałam o czymś ważnym. Mam ochotę dopakować jeszcze kilka rzeczy, ale i tak nie zmieściłyby się do walizek napakowanych po brzegi. Chłopcy powoli schodzą na dół.

Staję w progu domu i pytam: „Panie, czy jest coś, o czym zapomniałam? Czy powinnam zabrać coś jeszcze? Słyszę odpowiedź: „Tula”. Odsuwam szafę przesuwną na korytarzu i biorę nosidło do ręki. Ponawiam pytanie. „Czy coś jeszcze powinnam Panie zabrać?” Cisza. Zamykam drzwi i zbiegam na dół. Czekamy jeszcze 2 minuty na przystanku. Nosidło w ciągu dwóch minut wciska się do torby. Naprawdę nic innego by się tam nie zmieściło. Kasuję elektroniczny bilet i jedziemy. Jeden przystanek, drugi, trzeci, czwarty i…. „PANIE, DLACZEGO NIE PRZYPOMNIAŁEŚ MI O KURTKACH!!!! JADĘ Z TRZY I PIĘCIOLATKIEM NA PIĘĆ DNI DO LASU POD NAMIOT. JAK MOGŁAM NIE ZABRAĆ KURTEK?!”

Spokojnie Sandra, spokojnie. Tylko spokój Cię uratuje. Otwieram aplikację na telefonie z pogodą. Na 5 dni 3 mają być deszczowe. Świetnie, myślę sobie i z niepokojem mijam trasę do dworca. Wysiadamy na ostatnim przystanku. Idziemy tunelem na plac Andrzeja, by zobaczyć ulewę stulecia. Z nieba leje się strumieniami. A Bóg nie przypomniał mi o kurtkach. Zapowiada się ciekawie. Jestem zła i zrezygnowana zarazem. Razem z grupą harcerzy czekamy pod dachem aż przestanie padać i wsiadamy do wynajętego busa. Jedziemy. Przed nami jakieś dwie godziny drogi. Moi chłopcy śpią. Pozostałe dzieci zajęte sobą lub telefonem. Kolega, który jedzie jako opiekun ze mną gada o Średniowieczu z kierowcą. Nie mam o czym myśleć, jak tylko o kurtkach. Znów dyskutuje, robię wyrzuty i sprawdzam po raz kolejny pogodę. Czas na wyrzutach mija szybko. Jesteśmy na miejscu. Ciepło tu, nie tak jak u nas na Śląsku. Zajmują mnie sprawy dzieciowo-biwakowe i zapominam o kurtkach.

 

Minął pierwszy dzień, potem drugi. Trzeciego dnia podczas gry terenowej słychać nadchodzącą burzę po wielkim upale. Mati modli się co jakieś 5 minut z 5 razy, bo bardzo boi się burzy. Hugo nie boi się, bo jest wtulony we mnie i nosidło, które zabraliśmy w ostatniej chwili. Burza przechodzi bokiem, choć zapowiadali co innego. Czyżby modlitwa dziecka miała wielką moc? Wieczorem zostajemy trochę dłużej na ognisku razem z harcerzami. Słuchamy ich gawędy i wspólnie śpiewamy.

Około 22 idziemy pod prysznic. Przebrani w polarowe piżamy z pingwinem i misiem mkniemy przez las do naszego namiotu. Wchodzimy do śpiwora, modlimy się na dobranoc. Dzieci już śpią. I nadchodzi coś oczywistego i zaskakującego zarazem pierwsza kropla deszczy, kolejna i kolejna, by ułamki sekund później usłyszeć pierwszy grzmot całkiem blisko nas. Nadeszła burza a z nią wielka ulewa. Zamykam poły namiotu. Wszystko zabezpieczam i sznuruję. Przenoszę buty na podest i ładuje się do śpiwora.

Gdy obudziliśmy się rano słońce miło oświeca nasz podobóz. Mija dzień czwarty bez grama deszczu, ale tylko do obiadu. Rozmawiam właśnie z Milanem Moskalą (o jego misji i projekcie możecie przeczytać we wcześniejszym wpisie) tuż pod stołówką. Dzieciaki ustawiły się już w kolejce po zupę. Rozmowa toczy się dalej do momentu, aż nie leci na nas z nieba wielka ulewa! Szybko weszliśmy na stołówkę. Ulewa skończyła się nim jeszcze doszliśmy do drugiego dania.

Po obiedzie było już pochmurno i niepewnie. Wieczorem szliśmy na harcerskie przyrzeczenie. Wszystkie dzieci miały spakować kurtki do plecaków. My jako jedyni nie mamy nic przeciwdeszczowego. Podczas uroczystości odrobinę denerwuję się przydługą gawędą. Po co ją tak ciągnąć, jak grzmi z dwóch stron. Modlę się wtedy: „Pokaż mi Panie, że miałeś rację i kurtki naprawdę okażą się zbędne!” Powtarzam modlitwę kilkukrotnie i uroczystość kończy się. Zuchy zostają zabrane samochodami. Patrzę na niebo i postanawiam, że chyba zdążymy pod szybki prysznic. Myję chłopców i kładę ich spać. Zasypiają w mgnieniu oka. Zaczyna kropić. Słyszę uderzenia kropel o namiot. Wybiegam, by szybko się wykąpać i wracam do namiotu po szybkim prysznicu. Nadal kropi. Kładę się i zasypiam. Mówią, że w nocy była wielka burza. Nic nie wiem, spałam.

Piątego dnia jedziemy do domu. Odbieramy nagrody, naszywki, zdobyte sprawności i ruszamy. Ciepło bardzo jest. Tak na koniec, by namioty poschły razem z pogubionymi skarpetkami w trawie.

Wchodząc do busa myślę sobie: I po co były te nerwy Sandra? Przecież Bóg wie co robi. Nosidło przydało Ci się ze trzy razy a kurtka ani razu. Więcej zaufania kobieto, więcej zaufania….

0 0 głosy
Ocena wpisu
Subscribe
Powiadom o

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze